W 2018 r. hiszpańska ekstraklasa – La Liga – postanowiła dodać do swojej apki pewną ciekawą funkcjonalność. Aplikacja zaczęła korzystać z lokalizacji GPS 🛰️ i mikrofonu 🎙️. „Po jakiego grzyba?!” – zapytacie.
Otóż, La Liga miała plan (k. sprytny).
Dzięki fanom, którzy będą mieli zainstalowaną tę aplikację, La Liga będzie śledzić… Czy bary (lub inne przybytki) w których puszczane są mecze La Ligi, posiadają licencję na odtwarzanie meczy na telewizorach. Jak to działało?
Otóż, aplikacja działała permanentnie w trybie „nasłuchiwania” (mikrofon w szmartfonie był włączony i wykorzystywany przez apkę) i nasłuchiwał określonych, charakterystycznych ukrytych sygnałów emitowanych w trakcie meczu (tzw. akustycznych odcisków palca). Podobnie działają wszelcy asystenci głosowi typu Alexa od Amazonu czy Siri od firmy z jabłuszkiem. Jeśli wyłapała taki odcisk, to wysyłała informację o lokalizacji do La Ligii, a ta analizowała czy dany lokal posiada licencję na odtwarzanie meczy.
Jeśli nie 🔜 cyk, pisemko z wezwaniem do zapłaty za rozpowszechnianie meczu bez licencji.
Sprytnie prawda? Tak sprytnie, że dowiedział się o tym tamtejszy Prezes Urzędu Ochrony Danych i nałożył na La Ligę karę w wysokości prawie 300 tys. Euro.