USA nie są państwem zapewniającym odpowiedni stopień ochrony danych – czyli o masowej inwigilacji (część 1 z… wielu)

5 minut

O co chodzi z tym całym “transferem” danych z Unii Europejskiej do Stanów Zjednoczonych i dlaczego ci od RODO robią z tego takie wielkie “halo”?

Kilkukrotnie na blogu już wspominałem (np. w kontekście kary dla Mety), że transfer danych z Unii Europejskiej do Stanów Zjednoczonych jest… nie chcę powiedzieć zakazany, ale bardzo mocno utrudniony. Kwestia jest tylko taka, że ten transfer jest “utrudniony” w teorii, bo w praktyce dane sobie śmigają w jedną i w drugą stronę bez jakichkolwiek ograniczeń, a Google, Microsoft, Meta, Tiktok, Paypal, Amazon i tacy tam inni duzi gracze, za bardzo się tym nie przejmują. 

Ten wpis, będzie pierwszym z cyklu jak to jest, że “najbardziej demokratyczne państwo na świecie” nie zapewnia swoim obywatelom (ale nie tylko im) prawa do prywatności i ochrony danych. 

Co nam szepcze RODO?

Żeby jednak w ogóle rozpocząć całą tę dyskusję na temat prywatności w UE/USA i masowej inwigilacji (uuuu, teorie spiskowe i konspiracje!), potrzebne jest małe wprowadzenie do europejskiej regulacji ochrony danych, czyli legendarnego już RODO. 

RODO mówi tak (w bardzo, BARDZO uproszczony sposób):

Pierwsze primo → jeśli przetwarzasz dane osobowe Europejczyków i Europejek, to masz to robić zgodnie z prawem.

Drugie primo → jeśli przetwarzasz dane osobowe Europejczyków i Europejek to te dane mają być bezpieczne (zarówno pod kątem technicznym, jak i organizacyjnym).

Trzecie primo → jeśli przetwarzasz dane osobowe Europejczyków i Europejek, a do tego chcesz je wysyłać (dane, nie Europejki) poza Europejski Obszar Gospodarczy (innymi słowy UE + Islandia + Norwegia + Liechtenstein) to musisz mieć pewność, że przepisy tego kraju są co najmniej takie same jak przepisy RODO. Jeśli ten kraj nie daje odpowiedniego stopnia ochrony danych to nie możesz ich wysyłać do tego kraju.

Dodatkowo, żeby ułatwić sprawę administratorom, to może wydać specjalne decyzje, które mówią “ten kraj zapewnia odpowiedni poziom ochrony, więc administratorze o to się nie martw”. I tak jest np. ze Szwajcarią czy z Japonią.

Tak też było ze Stanami Zjednoczonymi, chociaż związek UE i USA można określić jako „to skomplikowane”. 

Historię czas zacząć…

Ok, skoro już wiemy “co i jak” to teraz czas na telegraficzny skrót ostatnich 20 lat. Spokojnie, spokojnie. Ten skrót to “tylko” kwestie związane z ochroną danych w UE i USA.

Spójrzmy na tę oś czasu:

Kolorek zielony to okres stosowania Bezpiecznej Przystani (2000-2015), kolorek pomarańczowy to okres stosowania Tarczy Prywatności (2016-2020), a czerwony to okres od uchylenia Tarczy do dziś. 

Teraz możecie zapytać:

  • o co chodzi z tymi poszczególnymi kamieniami milowymi? 
    • Czym jest Bezpieczna Przystań, czym jest Tarcza? 
  • Kim jest Snowden, kim jest Schrems? 

Ok, po kolei.

Przystanek pierwszy – Safe Harbor

Statki w porcie są bezpieczne, co w takim razie z administratorami danych osobowych pod rządami Bezpiecznej Przystani? 🤔

Bezpieczna Przystań – decyzja Komisji Europejskiej określająca zasady przekazywania danych osobowych do USA. W skrócie polegało to na tym, że jeśli jakiś podmiot mający siedzibę w USA mógł się wpisać na specjalną listę prowadzoną przez Federalną Komisję Handlu (organ w USA) i stwierdzał “jeśli przekażesz mi podmiocie z Unii Europejskiej jakieś dane, to ja potwierdzam, że są one bezpieczne”. Innymi słowy, spółki z USA same określały (oczywiście w oparciu o Bezpieczną Przystań), że przetwarzają dane zgodnie z prawem i wszystko jest “w pytkę”.

Przystanek drugi – “coming-out” Snowdena

W tzw. międzyczasie, przychodzi rok 2013 i zaczyna się dziać ciekawie. W sieci (m.in. w the Guardian czy Washington Post) pojawiają się informacje, że organy USA gromadzą dane osobowe praktycznie wszystkich ludzi na świecie (tzw. masowa inwigilacja) i to w sposób niemal nieograniczony. A skąd oni mają te dane? Ano od Edwarda Snowdena. Kto to?

Edward Snowden, pracował w CIA, ale w pewnym momencie coś go ruszyło i postanowił “zostać sygnalistą”, czyli kimś kto zawiadamia o nieprawidłowościach. 

I tak,jako sygnalista ujawnił dziennikarzom m.in., że:

  • operatorzy telekomunikacyjni są zobowiązani codziennie przekazywać do Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) Stanów Zjednoczonych wszystkie metadane rozmów krajowych i międzynarodowych;
  • w Stanach Zjednoczonych istnieje program PRISM, który umożliwia NSA niemal nieograniczony dostęp do wszystkich danych przekazywanych za pośrednictwem telefonu czy internetu (do programu miały należeć m.in. Microsoft, Google, Facebook, Apple, Yahoo.

[Fun fact] Po całej tej akcji Snowden stał się oczywiście jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi na całym świecie. I znalazł schronienie w… Rosji. Co jeszcze “zabawniejsze” w grudniu 2022 (czyli już po inwazji Rosji na Ukrainę), Snowden otrzymał rosyjskie obywatelstwo.

Przystanek trzeci – narodziny austriackiego… prawnika

Ta sytuacja była jedną z przyczyn, które wzbudziły zainteresowanie pewnego austriackiego prawnika, niejakiego Maxa Schrems’a. W tym samym roku, w którym Snowden ujawnił dokumenty, Schrems złożył skargę do Irlandzkiego organu ochrony danych (Data Protection Commissioner) zwracając uwagę, że przetwarzanie danych osobowych przez Metę (wcześniej Facebook) jest niezgodne z przepisami, bo umożliwia wgląd do jego danych amerykańskim służbom (tematowi amerykańskiego prawa będzie poświęcona kolejna część).

Jakiś czas później, wskutek całego szumu spowodowanego m.in. ujawnieniem programu masowej inwigilacji przez Snowdena oraz skargą Maxa Schremsa, decyzja ws. Bezpiecznej Przystani została uchylona (rok 2015).

Przystanek czwarty – z tarczą, na tarczy, ale w sumie bez Tarczy (Prywatności)

Ze względu na konieczność zachowania pewnego statusu quo, w 2016 r. wchodzi w życie kolejna decyzja KE, która miała “naprawić” błędy poprzedniczki i uwzględnić kwestie ujawnione przez Snowdena. A nazywało się to ustrojstwo Tarczą Prywatności. Zgodnie z tą decyzją, transfer do Stanów Zjednoczonych jest zgodny z prawem (są oczywiście określone warunki jakie muszą zostać spełnione, ale zasadniczo to był “po prostu papier”).

I tak sobie działa ta tarcza, przychodzi rok 2018, rozpoczyna się stosowanie RODO i… Max Schrems cały czas walczy (postępowanie przed DPC, zainicjowane w 2013 r., jeszcze się nie skończyło).

I tak przychodzi rok 2020, wskutek skarg Maxa Schremsa Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej stwierdza NIEWAŻNOŚĆ decyzji ws. Tarczy Prywatności, wskazując m.in., że amerykańskie prawo NIE ZAPEWNIA odpowiednich gwarancji prywatności i ochrony danych Europejczykom i Europejkom. Co to oznacza? Ten wyrok to kolejny sygnał, że program masowej inwigilacji w USA ma się dobrze.

Przystanek piąty – quo vadis

W 2023 r., po 10 latach walki, skarga Maxa Schremsa zostaje rozpoznana. Wniosek? Transfer danych przez Metę do Stanów Zjednoczonych jest bez podstawy prawnej (więcej na ten temat możesz przeczytać w tym news’ie).

Koniec wersji historycznej i jednocześnie koniec części pierwszej cyklu o tym, jak to najbardziej demokratyczne państwo nie zapewnia obywatelom (ale nie tylko) prawa do prywatności i ochrony danych. 

That’s all for today folks! Do zobaczenia (przeczytania) w kolejnym wpisie!🙂

Mąka, mleko i dane osobowe – czyli przepis na ciasteczka

4 minuty

Zapewne każdego z nas irytują wszechobecne komunikaty o „wykorzystywaniu na stronie ciasteczek”. Czy jednak wiesz czym one rzeczywiście są i dlaczego Max Schrems (to ten prawnik odpowiedzialny za uchylenie Tarczy Prywatności) prowadzi przeciwko Wielkiej Piątce „krucjatę”? Poniżej postaram się przybliżyć Tobie, Czytelniku, ten temat abyś mógł bardziej świadomie decydować o „odklikiwaniu” zgód na ciasteczka..

🍪 Przepis na ciasteczka 🍪

Ciasteczka (z ang. cookies) to dane zapisywane w pliku tekstowym na Twoim komputerze, gdy próbujesz połączyć się z jakąś stroną internetową (np. ze sklepem internetowym, swoim kontem na portalu społecznościowym). Te pliki mogą zawierać różne dane na Twój temat, na przykład:

  • unikalny identyfikator nadany przez stronę internetową
  • Twój login i hasło
  • listę produktów, które wybrałeś w sklepie internetowym

oraz dane urządzenia z którego korzystasz (tak, ciasteczka zapisują się też na Twoim smartfonie), na przykład:

  • Twój adres IP
  • numer seryjny urządzenia
  • ustawienia Twojej przeglądarki.

Dzięki temu, że takie ciasteczko z Twoim loginem i hasłem jest zapisane, to gdy ponownie wchodzisz na tę stronę internetową to ona „wie, że Ty to Ty” i nie musisz znowu wpisywać tych danych. Takie ciasteczko nazywane jest personalizacyjnym lub autoryzacyjnym. Przydatne prawda?

🔍 Szczypta inwigilacji jako jeden ze składników 🔍

Co jednak w sytuacji, gdy ciasteczko nie tylko pozwala Ci ominąć ponowne logowanie, ale także śledzi każdy z Twoich ruchów nie tylko na tej stronie z której korzystasz, ale także na innych stronach? Takie ciasteczka, zwane inaczej ciasteczkami stron trzecich (z ang. Third-party cookies) lub śledzącymi (z ang. tracker) mają za zadanie zapisywać Twoje wybory na tej stronie i… przesyłać je do reklamodawców.

To właśnie z powodu takich ciasteczek widzisz w Internecie reklamy produktów lub usług, o których np. pisałeś na swoim profilu społecznościowym lub które wcześniej „googlowałeś”. O ile pojedyncze ciasteczko może nie być tak ingerujące w prywatność, o tyle jednak w sytuacji, gdy ten, kto zarządza ciasteczkami ma dostęp do kilkunastu, kilkudziesięciu czy tysięcy Twoich danych, to sprawa komplikuje się o wiele bardziej.

Ciasteczka śledzące są bardzo często wykorzystywane lub dostarczane właśnie przez podmioty z tzw. Wielkiej Piątki (Google, Amazon, Apple, Microsoft i Facebook/Meta). Dzięki temu, że te podmioty dysponują dziesiątkami, setkami, tysiącami informacji o każdym z nas, mogą odtworzyć nasz profil. To, co lubimy i co może nam się spodobać, to jakie mamy poglądy, to gdzie ostatnio byliśmy i to, gdzie może nam się spodobać itd. Teoretycznie odbywa się to w oparciu o naszą zgodę, ale nierzadko elementy śledzące (tak, niestety są też inne narzędzia niż cookie – trackery, jak np. pixel śledzący) wykorzystują zgodę domyślną (np. automatycznie zaznaczone okienko zgody) lub wykorzystują naszą nieuwagę (np. gdy pomimo „odhaczenia” zgód klikniemy i tak „Zaakceptuj wszystko”, bo przycisk jest bardziej intuicyjny).

„W porządku autorze, a może przydaje mi się to, że widzę reklamy produktów, które chcę kupić?” – oczywiście, nie wykluczam tego, że jest to przydatne. Zwróć jednak uwagę, że w sytuacji, gdy jakiś podmiot jest w stanie kontrolować to, co widzisz, to czy nie oznacza to jednak ingerencji w Twoją sferę prywatną?

Wyobraź sobie Czytelniku, że jak co tydzień w sobotę (bo przecież nie w niedzielę niehandlową 😊 ) idziesz na zakupy do centrum handlowego. W pewnym momencie zauważasz, że ktoś wchodzi za Tobą do każdego sklepu i patrzy na to, co przeglądasz. W końcu podchodzi do Ciebie i mówi, że przeanalizował Twoje preferencje i pokaże Ci rzeczy, które mogą Ci się bardziej spodobać. A co, jeśli ta osoba będzie też podążać za Tobą do szkoły, pracy, urzędu?

⚖️ Kara administracyjna zamiast wypieków⚖️

Takie praktyki gigantów technologicznych stanowią istotną ingerencję w prywatność osób fizycznych korzystających z Internetu i w ocenie władz europejskich (zarówno unijnych jak i większości z państw członkowskich) powinny zostać ograniczone.

Od momentu wejścia w życie w Unii Europejskiej RODO organy nadzorcze (takie jak polski Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych, francuska Commission Nationale de l’Informatique et des Libertés czy irlandzka Data Protection Commission) zyskały narzędzia do walki z systemami umożliwiającymi profilowanie i inwigilację użytkowników Internetu. Czytelniku, pamiętaj jednak, że RODO nakłada obowiązek na wszystkie podmioty, które wykorzystują dane osobowe w swojej działalności. Jeśli zatem prowadzisz działalność gospodarczą, masz stronę Internetową, na której znajduje się narzędzie zewnętrzne do zbierania i analizowania danych to przeprowadź analizę ryzyka. Może się bowiem okazać, że Twoją stroną również zainteresuje się organ nadzorczy.

Na zakończenie nagroda dla tych, którzy dotrwali do końca: jeśli interesuje Cię jak to wszystko działa od strony technicznej, koniecznie zerknij na tego 👉  bloga. Autor w świetny i bardzo przystępny sposób rozkłada na czynniki pierwsze ciasteczka, referery, przekierowania, adresy IP i inne internetowe kwestie o których słyszeliśmy, ale boimy się zapytać. 😎

Dzień, w którym umarła prywatność – kilka słów o wpływie social mediów na naszą prywatność

6 minut

TikTok. Platforma, która zaliczyła jeden z najlepszych startów w historii aplikacji, ever. Aplikacja, która jest najczęściej pobieraną aplikacją na świecie. Aplikacja, która ma ponad miliard użytkowników na całym świecie. Aplikacja, która jest realnym konkurentem dla Mety (Instagram, Facebook) czy Google’a. Aplikacja, która… jest zagrożeniem dla prywatności?

Ten artykuł nie będzie tylko o TikTok’u. Będzie o wszystkich scentralizowanych mediach społecznościowych jak właśnie Instagram, Facebook, YouTube czy rzeczony – TikTok.

O tutaj, w tym news’ie napisałem, że w Montanie, w Stanach Zjednoczonych Ameryki wzięli i zakazali, na szczeblu stanowym, TikTok’a. To jest pierwszy taki ogólny, generalny ban w krajach tzw. zachodnich, bo jak narazie ograniczały się one “tylko” do zakazu instalowania TikTok’a na urządzeniach służbowych pracowników administracji publicznej.

Co ciekawe, Montana to jednak nie pierwszy przypadek, kiedy TikTok został zbanowany. Taki krok podjął też Afganistan w kwietniu 2022 r., Pakistan w 2020 r., a także Iran (chociaż w tej sytuacji blokada jest “dwustronna”, bo TikTok nie oferuje tam swoich usług ze względu na sytuację polityczną🙃 ) zwracając uwagę, że aplikacja jest źródłem “niemoralnych, obscenicznych i wulgarnych” treści, a także powoduje demoralizację dzieci i młodzieży.

But wait! There is more! 

Co jeszcze ciekawsze, w 2020 r. TikTok został zbanowany w kraju o największej (w 2023 r.) liczbie ludności na świecie! W Indiach. Ten kraj już wtedy zwrócił uwagę, że chińska aplikacja może być zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego, ale także dla samych użytkowników.

Dlaczego tak się dzieje?

Przyczyn jest kilka, ale głównymi, wskazywanymi przez rządzących wszystkich krajów są:

  • bezpieczeństwo publiczne,
  • rywalizacja technologiczna.

Czyli nic innego jak geopolityczna batalia o kontrolę i prawo do rozprzestrzeniania informacji. Mamy tutaj zatem nic innego, jak rywalizację dwóch “obozów” (skąd my to znamy, huh?) – Zachodu pod światłym przewodnictwem USA, a po drugiej stronie Chin.

TikTok jest aplikacją stworzoną pierwotnie na rynek chiński (tam, nazywa się DouYin), która następnie została sprzedana na nasz tzw. rynek zachodni. Z informacji, którymi dzielą się Stany Zjednoczone czy Komisja Europejska, głównym zagrożeniem jest to, że dostęp do wszystkich danych przetwarzanych przez TikTok’a mają Chiny, a ściślej – Komunistyczna Partia Chin. Dotyczy to nie tylko danych „zwykłych” użytkowników, ale również dziennikarzy, pracowników administracji, pracowników korpusu dyplomatycznego. To by oznaczało, że Chiny (KPCh) gromadzą masowo dane o wszystkich użytkownikach, a następnie wykorzystują je do własnych, niecnych celów.

*ekhem* Globalna inwigilacja *ekhem* Sojusz Pięciorga Oczu *ekhem* Snowden

Czy tak jest? Lubię mawiać:

Może tak być, a może też tak nie być. Takie są, zasadniczo, możliwości. 

i tego też się będę tutaj trzymał. Aczkolwiek ten powód nie jest moim zdaniem najważniejszy. Jest inny, który powinien być zdecydowanie bardziej nagłaśniany, ale jednocześnie bardzo, BARDZO trudny, mianowicie… 

Social mediów wpływ na prywatność

…wpływ tej aplikacji (i innych social mediów takich jak Instagram, Facebook czy YouTube) na użytkowników, na nas. Na nasze zdrowie psychiczne, na naszą zdolność poznawczą.

Tak, otwieram właśnie na tym blogu puszkę Pandory (czy może „puszkę z Pandorą”, jak wolą niektórzy 🤭). Możecie zapytać dlaczego mówię (piszę) o wpływie social mediów na nas, a przecież to jest blog o prywatności!

Paradoksalnie, oba tematy są ze sobą powiązane. Czym jest prywatność? W skrócie (bo artykuł na ten temat „się pisze”) to m.in. stan w którym kontrolujemy nasze informacje, nasze dane (w tym dane na nasz temat). Dzielimy się tymi danymi tylko na „naszych zasadach”.

I tutaj wchodzą media społecznościowe, a ściślej, algorytmy na których opierają się te media. 

Jak to się dzieje, że tak precyzyjnie są w stanie dopasować nam konkretne produkty, usługi, grupy zainteresowań? Odpowiedź jest prosta – bo im na to pozwalamy, za każdym razem, gdy klikamy „Lubię to”, gdy wyszukujemy kogoś lub coś, gdy dajemy serduszka pod zdjęciami znajomych, gdy scrollujemy przez kolejne newsy. Takie „karmienie” algorytmów sprawia, że są one coraz lepsze, coraz precyzyjniejsze.

Oczywiście:

  • jest to dla nas wygodne, 
  • często upraszcza nam życie podrzucając nam np. informacje o książce czy filmie, który może nam się spodobać; 
  • jest to też dla nas źródłem uśmiechu i radości, np. gdy widzimy kolejnego mema czy inny zabawny filmik; 
  • jest to dla nas źródłem wiedzy o świecie, np. gdy widzimy kolejnego news’a o posunięciach wojsk ukraińskich czy o nowych przepisach drogowych. 

A to wszystko, każdy z tych elementów, w ciągu kilkunastu sekund, „za jednym pociągnięciem palca”. 

To sprawia, że jesteśmy wystawieni (a w zasadzie wystawiamy się sami, tylko nie do końca to rozumiemy) na kolejne silnie angażujące, ale rzadko jakościowe treści, które z kolei powodują wyrzuty dopaminy, dającą nam tymczasowe poczucie spełnienia. Problem jednak jest taki, że jesteśmy tylko ludźmi, a nasz mózg bardzo lubi dopaminę i potrafi być bardzo „zachłanny” oczekując coraz to kolejnych jej dawek (tak właśnie działa uzależnienie). 

Filmiki na TikTok’u, reels’y na Instagramie, shorts’y na YouTubie mają kilka cech wspólnych:

  • są krótkie (im dłuższa treść, tym szybciej stajemy się znużeni)
  • przykuwają oko (treści są krzykliwe, szokujące, oddziałujące na emocje)
  • są generowane bez końca (nie ma możliwości “przescrollowania” do samego końca, algorytm cały czas podpowiada coś nowego).

To bezpośrednio oddziałuje na nasze zdolności poznawcze, w szczególności za ośrodek odpowiedzialny za spełnienie oraz aktywuje system nagród. Krótkie filmiki, o różnych treściach są bardzo angażujące i sprawiają, że “odczuwamy” w tym bardzo krótkim czasie różne skrajne emocje, od śmiechu do łez, przez wzruszenie aż po przygnębienie. To natomiast, może powodować przewlekły stres związany z przeładowaniem informacyjnym, przebodźcowaniem.

Badania wskazują, że media społecznościowe mają ogromny wpływ na to jak się zachowujemy, jak odbieramy innych, aż w końcu jak się czujemy

Nie pomaga w tym wszystkim fakt, że człowiek mimo wszystko jest “zwierzęciem stadnym”, a w zasadzie – boi się wykluczenia, czy to wykluczenia z grupy, z towarzystwa czy… wykluczenia z “bycia na czasie”. To ostatnie, to pojęcie naszych czasów, FOMO (fear of missing out), strach przed tym, co nas omija. Okay, ale jak to się ma do prywatności? 

Wiedza o człowieku, jest poza człowiekiem

jak pisze Dukaj w swoim (fenomenalnym IMO) eseju Po piśmie.

Tymczasem, karmiąc algorytmy oddajemy wiedzę o nas samych nie zdając sobie z tego sprawy. Zgodziliśmy się na to akceptując politykę Facebook’a, politykę Instagram’a, politykę TikTok’a. Zgadzamy się na to każdego dnia akceptując każdą politykę prywatności czy politykę cookies na stronach XYZ. Facebook, Instagram, TikTok – social media w ogóle, są nie tylko na tych stronach, ale też na stronach naszych ulubionych sklepów z książkami, ubraniami, zabawkami. Akceptując wszystkie ciasteczka (taki fajny artykuł o ciasteczkach napisałem – o tutaj, tutaj możesz go przeczytać), gdy chcemy kupić kolejną rzecz, karmimy ten sam algorytm. Algorytm, który nie tylko odtwarza naszą osobę, ale decyduje za nas, co może być dla nas dobre podrzucając nam kolejne produkty, kolejne filmiki.

Te mityczne „algorytmy” wiedzą o nas bardzo dużo, wiedzą o nas więcej niż my sami o sobie wiemy. Co więcej, sam Facebook zdaje sobie z tego sprawę.

***

W tym dniu, gdy zgodziliśmy się skorzystać z Internetu, w tym dniu zgodziliśmy się poświęcić naszą prywatność. Czy to dobrze? Czy to źle? Czy było / jest warto?

Nie mnie to oceniać. Pozostawiam to każdemu z Was. Moim zadaniem tutaj jest tylko zatrzymanie na chwilę i skłonienie do refleksji.

Trzymajcie się ciepło i uważajcie na siebie.

Ponad 6.000.000 linijek (rekordów) danych do logowania dostępnych publicznie!

2 minuty

Kilka dni temu, na jednym z najpopularniejszych polskich forów w sieci TOR (forum się nazywa Cebulka, urocze, prawda?) pojawił się plik zawierający ponad 6.000.000 danych do logowania do różnych stron. Pojawił się Facebook, ING, Onet, WP. Znaczna większość z nich należy do 🇵🇱 internautów. Dane pochodzą z wielu źródeł i jest to baza „skompilowana” z wielu innych wycieków*, które miały miejsce w ostatnim czasie. Co istotne, te dane pochodzą najprawdopodobniej z lat 2020-2023. Możliwe więc, że nasze dane wyciekły już wcześniej, a dopiero teraz zostały „masowo” udostępnione.

Co robić, jak żyć?

Przede wszystkim:

  1. sprawdzić na Have I Been Pwned czy nasz adres e-mail znalazł się w upublicznionej bazie danych;
  2. można też to samo sprawdzić na uruchomionej przez polski Centralny Ośrodek Informatyki stronie – https://bezpiecznedane.gov.pl/ (minus jest taki, że najpierw trzeba się tam zalogować przez Profil Zaufany; plusem jest jednak to, że można przefiltrować bazę po słowach kluczowych a nie tylko adresach e-mail);
  3. jeśli nasze dane znajdują się w upublicznionych bazach  👉  niezwłocznie zmienić hasła w tych serwisach, gdzie wykorzystywaliśmy ten e-mail;
  4. jeśli nasze dane nie znajdują się w upublicznionych bazach… prewencyjnie i tak lepiej zmienić hasła.

i najważniejsze

WŁĄCZ WIELOSKŁADNIKOWE UWIERZYTELNIANIE WSZĘDZIE TAM, GDZIE JEST TO MOŻLIWE!!!

Bardzo fajnie (jak zwykle zresztą) sprawę opisał CERT Polska. Odsyłam do ich artykułu z poradami co robić, jak żyć –> o tutaj.

*Nie jest to „typowy” wyciek, bo dane nie popłynęły z tych serwisów (najprawdopodobniej), tylko są efektem wykorzystania złośliwego oprogramowania typu info stealer, który wykrada dane z przeglądarek i urządzeń.

A skoro nie jest to „typowy” wyciek, to sama zmiana hasła może nie wystarczyć jeśli cały czas go mamy na naszym urządzeniu (przez urządzenie mam na myśli zarówno komputer jak i smartfon). Warto przeskanować urządzenie antywirusem, a jeśli mamy taką możliwość to NAWET zresetować do ustawień fabrycznych (po uprzednim zrobieniu kopii zapasowej, oczywiście).

Natomiast co do haseł, to gdy już będziesz je zmieniać, to napisałem dwa fajne artykuły o nich:

Polecam, są spoko.

5 lat RODO – drewniane gody, czyli kiedy to minęło?

4 minuty

25 maja 2018 r. to chyba już historyczna data. Wtedy zaczęliśmy stosować RODO, czyli Ogólne Rozporządzenie o Ochronie Danych. I o ile np. w Polsce nie była to za duża rewolucja pod kątem zasad jakimi się rządziła ochrona danych osobowych, o tyle była to już rewolucja jeśli chodzi o możliwości nakładania kar.

To jest coś, co wszystkich przerażało. Widmo 20.000.000 kary w euraskach, albo nawet do 4% obrotu za ubiegły rok (zależy co wyższe).

Do tego, przez to, że RODO było „nowym” aktem, który regulował kwestię ochrony danych na tak wysokim poziomie, bo na poziomie unijnym, to stało się jednym z najbardziej niezrozumianych aktów w historii. Wszyscy pamiętamy chyba tzw. absurdy RODO jak:

  • szafki zgodne z RODO 🧰
  • niszczarki zgodne z RODO 🖨️
  • wywoływanie w kolejce po pseudonimie zamiast po nazwisku 🧸🪅 🤠
  • odmawianie udzielenia informacji „bo RODO”  🤐

Przykłady można mnożyć.


***

Co się zmieniło po tych 5 latach? Jak to wpłynęło na ochronę danych w UE? Czy miało to wpływ na to co się dzieje z danymi poza UE?

Krótkie odpowiedzi na każde pytania po kolei:

  • dużo
  • mocno
  • tak

Nieco dłuższe odpowiedzi:

Co się zmieniło?

Przede wszystkim podejście nie tylko administratorów i podmiotów przetwarzających, ale przede wszystkim nas – podmiotów danych. Zaczęliśmy zwracać więcej uwagi na to, co się dzieje z naszymi danymi, dlaczego ciągle dostajemy maile, mimo że nie chcemy. 

Jak to wpłynęło na ODO w Unii?

Rozpoczęło harmonizację całego systemu ochrony danych. Pozwoliło na wymianę informacji pomiędzy różnymi organami ochrony danych z różnych krajów UE, wymianę doświadczeń. Dzięki „temu RODU” możemy oczekiwać, jako obywatele UE, że nasze dane będą chronione w całej Unii, bez względu na to w którym kraju jesteśmy, ani bez względu na to w którym kraju są przetwarzane nasze dane.

Czy miało to wpływ na to co się dzieje poza Unią?

Zdecydowanie. Wejście w życie RODO i rozpoczęcie jego stosowania sprawiło, że Europa stała się de facto prekursorem w zakresie regulacji ochrony danych. Wyznaczyliśmy swego rodzaju „framework” na skalę światową. Przecież na bazie RODO tworzone są zagraniczne ustawy o ochronie danych (*ekhem* UK GDPR, *ekhem* chińskie RODO, *ekhem* CCPA). Każdy gracz, czy jest to jakiś John Smith prowadzący mały sklepik online i sprzedający towary Europejkom i Europejczykom, czy to spółka o wielomiliardowym zysku – wszyscy oni muszą się liczyć z tym, że jest takie coś jak RODO, i jak się nie dostosują to dostaną karę, w tym finansową.


Dobra, koniec tego dobrego. Czas na kubeł dziegciu. 

Po 5 latach stosowania RODO widzimy przede wszystkim, że:

  • administratorzy nauczyli się je ignorować lub obchodzić
  • organy nadzorcze prowadzą sprawy tak jakby chciały, a nie mogły
    • w zasadzie każdy kraj UE ma z tym problem, jedne bardziej (Irlandzki DPC… Polski PUODO…) inne trochę mniej (francuski CNIL)
  • decyzje wydawane przez organy nadzorcze nie są wykonywane
  • w niektórych krajach (np. Irlandia) rozpoczęcie dyskusji z organem nadzorczym jest tak drogie, że wręcz niemożliwe dla przeciętnego obywatela
  • każdy kraj, a co za tym idzie, każdy organ ma swoją procedurę, co powoduje że harmonizację trafia szlag.

Po tych 5 latach, na naszym własnym, polskim poletku widać też, że PUODO sobie nie radzi:

  • większość jego decyzji jest uchylanych przez sądy administracyjne
  • PUODO ma problemy z ustalaniem stanu faktycznego
  • PUODO nakłada kary na podmioty, które nie miały możliwości wdrożenia środków (spoglądam na Ciebie  decyzjo ws. Rzecznika Dyscyplinarnego Izby Adwokackiej…)
  • PUODO nie radzi sobie ze sprawami bardziej technicznymi

i w końcu – choć nie jest to najmniej ważne – są poważne wąptliwości co do niezależności obecnego PUODO (decyzja ws. KRS??? decyzja ws. wyborów kopertowych???).


Ehhh, quo vadis Polonia? Quo vadis Europa?

Nie wiem. Jest dużo „ale” w kontekście RODO, ALE jedno co wiem na pewno to to, że jednak się cieszę, że mamy ten akt, że możemy (i powinniśmy) być z tego dumni. A co najważniejsze, powinniśmy korzystać z praw, które nam przysługują, a które RODO tylko potwierdziło. O jakie prawa chodzi?

  1. prawo do informacji o tym czy i jakie dane są przetwarzane
  2. prawo do poprawienia swoich danych
  3. prawo do dostępu do swoich danych
  4. prawo do bycia zapomnianym

I co najważniejsze, RODO wzmocniło nasze podstawowe, przyrodzone prawo:

PRAWO DO PRYWATNOŚCI

Meta z historyczną karą – 1.200.000.000 euro – za transfer danych do USA!

3 minuty

Mamy nowy rekord! Meta Ireland oberwała największą dotychczas karą za naruszenie RODO. Irlandzki organ ochrony danych (DPC) w końcu wydał decyzję i W KOŃCU (nie z własnej woli, ale o tym później) nałożył na firmę Marc’a Zuckerberg’a administracyjną karę pieniężną w wysokości 1.200.000.000 Euro. Najlepsze w tym wszystkim, że to nie wszystko, to tylko 1 z 3 obowiązków wskazanych w decyzji. Pozostałe dwa obowiązki to:

  • zawieszenie przyszłego transferu (z UE do Stanów Zjednoczonych) danych użytkowników przebywających w UE w terminie 5 miesięcy;
  • zapewnienie zgodnego z prawem przetwarzania danych, w szczególności poprzez zaprzestanie niezgodnego z prawem przetwarzania i przechowywania danych w Stanach Zjednoczonych, w terminie 6 miesięcy.

Co to oznacza dla Mety? 

Innymi słowy Meta (Facebook, Instagram, WhatsApp) muszą zaprzestać przesyłania danych z Unii Europejskiej do Stanów Zjednoczonych oraz de facto zwrócić wszystkie dane, które już trafiły do USA, z powrotem do Unii Europejskiej. No i oczywiście dodatkowo zapłacić 1.200.000.000 Euro (o rany, podoba mi się to ile tam jest zer 🥰🥰🥰).

Byłoby idealnie, gdyby ta kara została wykonana, ale… Mam jednak poważne wątpliwości żeby tak się stało. Powodów jest wiele, a w skrócie chodzi o to, że to jest „dopiero” decyzja. Meta się może od niej odwołać, chociaż będzie jej ciężko zbić wszystkie argumenty, bo ta sprawa przeszła już dotychczas przez chyba wszystkie instancje. Ten case był już częściowo rozpatrywany przez irlandzki sąd najwyższy, przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej [uchylenie Bezpiecznej Przystani ⛵ i Tarczy Prywatności 🛡️], a także przez Europejską Radę Ochrony Danych [to ona powiedziała DPC, że MUSI nałożyć karę]. Znając Metę, będą się bronić nogami i rękoma, więc to dopiero początek (mam nadzieję, że początek końca).

Co to oznacza dla prywatności w ogóle? 

To jest ogromny krok w kierunku zabezpieczenia danych nas wszystkich. To znak dla innych podmiotów (Google, Microsoft, TikTok i inni, którzy wysyłają dane do USA), że Europa zaczyna stawiać na swoim pod kątem prywatności. Niestety… problem jest mega szeroki i nie da się tego sprowadzić do prostego stwierdzenia „wystarczy żeby dane Europejczyków i Europejek były przetwarzane w UE”. Ale o tym… już niedługo. 😋

Na zakończenie (niestety) czas na łyżkę dziegciu. Od dawna powtarzam, że RODO jest dobrze napisanym aktem. To, co jest jednak problemem, to wykonywanie decyzji, które wydają organy ochrony danych. Administratorzy (szczególnie duzi gracze właśnie pokroju Mety) nauczyli się ignorować RODO (tutaj odsyłam do ostatniego news’a o Clearview AI) i wykorzystywać formalności do omijania przepisów. Ja wiem, to jest już klasyka gatunku jeśli chodzi o prawo (believe me I know… been there, done that…), ale po prostu mam wątpliwości. Przykładowo, Meta po nałożeniu tej kary prawie w ogóle nie odczuła tego na giełdzie (wartość akcji wahała się w granicach do 1% za akcję).

Znaczy, inaczej… 

Nie uważam, że jest źle z „tym RODEM”. Wręcz przeciwnie akurat RODO wywarło realny wpływ na sposób myślenia o przetwarzaniu danych. Bez RODO prawdopodobnie nie mielibyśmy takich dyskusji na poziomie globalnym dotyczących m.in. cookies’ów🍪, czy wpływu przetwarzania danych przez AI 🤖. I okay, ja zdaję sobie sprawę, że to proces, a co gorsza, proces międzynarodowy, co jeszcze bardziej spowalnia jego wdrażanie. Czego mi jednak brakuje, to realnej sprawczości organów ochrony danych i egzekwowalności ich decyzji.

Dla wytrwałych, na koniec ciekawy raport dotyczący właśnie pracy organów ochrony danych. A jeśli chcesz poczytać trochę i dowiedzieć się więcej o przesyłaniu danych z UE do USA, to ostatnio (tutaj) dodałem nowy wpis na ten temat.

Stan Montana (USA) zakazuje TikTok’a

2 minuty

Rządzący w stanie Montana (USA) wprowadzili ustawę na szczeblu stanowym, która zakazuje TikTok’a (od stycznia 2024 r.). Przed szczegółami, kilka zapisów z preambuły, która ma za zadanie wyjaśnić intencje stojące za tą decyzją:

„Mając na uwadze, że TikTok gromadzi istotne informacje od swoich użytkowników, uzyskując dostęp do danych wbrew ich woli w celu udostępnienia ich Chińskiej Republice Ludowej (…)”

„Mając na uwadze, że TikTok nie usuwa, a wręcz promuje niebezpieczne treści, które umożliwiają nieletnim uczestnictwo w niebezpiecznych aktywnościach takich jak (…) gotowanie kurczaka w NyQuill [Raccoon to the rescue here: NyQuill to taki lek na przeziębienie], (…) oblizywanie klamek oraz desek sedesowych wystawiając się tym samym na niebezpieczeństwo zakażenia koronawirusem (…);”

„Mając na uwadze, że kradzież przez TikTok’a informacji oraz danych użytkowników, a także jego możność dzielenia się nimi z Komunistyczną Partią Chin stanowi nieakceptowalne naruszenie prawa do prywatności w Montanie; (…)

Natomiast już faktyczne zapisy to przede wszystkim:

  1. zakaz prowadzenia przez TikTok’a działalności na terenie stanu Montana,
  2. kara w wysokości 10.000 $ za każde naruszenie, a także 10.000 $ za każdy dzień trwania naruszenia.

Co istotne, zakaz ten nie dotyczy użytkowników aplikacji, lecz sklepów z aplikacjami (jak Google Play, AppStore itd.) a także samego TikTok’a. (Fun fact, influencerzy z Montany już ruszyli z pozwami.)

Ustawa sama w sobie jest dość krótka (niespełna 3 strony, z czego jedna to preambuła), a jej założenie proste – wyeliminować TikTok’a (będącego chińską aplikacją) z amerykańskiego rynku. Takiego ruchu ze strony Montany można się było spodziewać już od jakiegoś czasu, bo tamtejszy gubernator głośno się na ten temat wypowiadał wcześniej.

Ta ustawa pojawiła się na fali sprzeciwów po stronie zachodu wobec właśnie TikTok’a. Amerykańskie władze zablokowały możliwość korzystania z niego przez pracowników administracyjnych. 

Tym śladem podążyła też Unia Europejska, ale tylko Parlament Europejski i Komisja Europejska, bo w odniesieniu do państw członkowskich jest to zakres ich jurysdykcji. W odniesieniu do innych krajów, to ban na TikTok’a nałożyła też Wielka Brytania, Indie (Indie już w 2020 r.), a także m.in. – surprisesurprise Afganistan. W Polsce natomiast, Rada ds. cyfryzacji wydała rekomendację żeby pracownicy administracji publicznej usunęli aplikację ze służbowych telefonów. 

O tym, dlaczego “nagle” TikTok jest na cenzurowanym, i dlaczego tak się dzieje, przeczytasz w moim felietonie, o tutaj

PS Poniżej od tego wpisu (👇)znajdziesz mapkę na której pokazane jest które kraje i kiedy zbanowały TikTok’a.

https://banpedia.com/countries-where-tiktok-is-banned

ClearView AI z kolejną (-nymi) karą (-ami)

3 minuty

(uwaga, będzie długo, ale turbo ciekawie)

Kto to ClearView AI? 

Jest to firma zajmująca się tworzeniem rozwiązań do rozpoznawania twarzy, a do tego celu wykorzystują zdjęcia i filmy różnych ludzi znalezione w Internecie (w tym także na mediach społecznościowych pokroju Facebook, Instagram itd.). W oparciu o bazę, przyporządkowują zdjęcia 👧 🧒 👦do poszczególnych ludzi wykorzystując do tego sztuczną inteligencję. Dzięki temu stworzyli swego rodzaju wyszukiwarkę ludzi, na podstawie zdjęć. 

🚫🚫🚫 Co oznacza, że przetwarzają dane biometryczne, co do których zasadniczo jest zakaz przetwarzania, chyba że ma się specjalną przesłankę (art. 9 RODO). 🚫🚫🚫


💡 Ciekawostka 💡

Z usług Clearview AI korzystała swego czasu m.in. szwedzka Policja i… oberwała za to karą (250.000 €).


Ok, to tyle tytułem wstępu. Jedziemy dalej, bo ciekawe jest to, co się wydarzyło.

  1. Maj 2020 🇫🇷

Francuski odpowiednik Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych (CNIL) dostaje info, że jest sobie taki podmiot jak Clearview AI i rozpoczyna postępowanie.

  1. Listopad 2021 🇫🇷

CNIL ostrzega Clearview AI, że mają 2 miesiące na wstrzymanie zbierania danych francuskich obywateli z uwagi na brak podstawy prawnej, a do tego nakazuje umożliwienie wszystkim tym osobom realizację praw wynikających z RODO (w tym np. prawo do bycia zapomnianym). Clearview AI nie odpowiada.

  1. Październik 2022 🇫🇷

CNIL stwierdza, że Clearview AI nie dostosowało się do tego orzeczenia i nakłada karę w wysokości 20.000.000 Euro 💸💸💸 jednocześnie wzywając do zaprzestania przetwarzania danych. A do tego daje 2 miesiące (kolejne) na dostosowanie się, a jak nie to kara 100.000 Euro za każdy dzień opóźnienia. Clearview AI nie odpowiada.

  1. Kwiecień 2023 🇫🇷

CNIL nakłada kolejną karę na Clearview AI, tym razem 5.200.000 Euro 💸💸💸 za niewywiązanie się z obowiązków określonych w decyzji z października 2022. Clearview AI nie odpowiada.

Stop, stop! It’s already dead!…. Czyżby? Bo to nie koniec!

  1. Marzec 2022 🇮🇹

Włoski organ ochrony danych nakłada 20.000.000 Euro 💸💸💸 kary za takie samo naruszenie, co CNIL. Jednocześnie zakazując dalszego przetwarzania.

  1. Czerwiec 2022 🇬🇷

Grecki organ ochrony danych nakłada 20.000.000 Euro 💸💸💸 kary za takie samo naruszenie, co CNIL. Jednocześnie zakazując dalszego przetwarzania.

  1. Maj 2023 🇦🇹

W tzw. międzyczasie austriacki organ nadzorczy (DSB) stwierdza, że Clearview AI dysponuje bazą danych zawierającą m.in. 30.000.000.000 (tak, to jest 30 MILIARDÓW) zdjęć twarzy ludzi z całego świata. Zdjęcia te zostały pobrane z Internetów, a następnie przy wykorzystaniu sztucznej inteligencji przekształcono je w zdjęcia biometryczne umożliwiające przypisanie konkretnej osoby do konkretnego zdjęcia (czyli DSB stwierdził to samo co CNIL). Jednocześnie wzywając do zaprzestania przetwarzania danych, ale tylko skarżącego (a nie jak we Francji, Grecji czy Włoszech – wszystkich danych) oraz do wyznaczenia swojego przedstawiciela w Unii (spółka nie ma siedziby w UE, tylko w Stanach Zjednoczonych). Nie znalazłem żadnych informacji czy Clearview AI się w jakikolwiek sposób do tego odniosło.

  1. Brytyjski organ też nałożył karę na Clearview AI w wysokości 7.500.000 funtów.

Co to oznacza w teorii? W teorii Clearview AI ma zakaz przetwarzania danych i nakaz usunięcia wszystkich danych, a także kilkadziesiąt milionów euro kary. Pytanie tylko czy coś sobie z tego robi? 

Na chwilę obecną, tak – ignoruje.

Mój komentarz w tej sprawie jest mimo wszystko prosty – przepisy dotyczące ochrony danych osobowych w Unii Europejskiej są dobre, ale… ale ich egzekwowanie już niestety jest mocno utrudnione, a może nawet niemożliwe w niektórych przypadkach. Czy to oznacza, że powinniśmy przestać się interesować tym kto, jakie i dlaczego przetwarza nasze dane? 🤔

Absolutnie nie! 🙅‍♂️

Wręcz przeciwnie. Im więcej takich spraw, tym świadomość społeczna jest większa, a to potrafi zmieniać politykę niejednej firmy. To wszystko w tym newsie, dbajcie o siebie, a przede wszystkim – uważajcie co i gdzie publikujecie. 

Pamiętajcie, coś raz wrzucone do Internetów pozostanie tam… na zawsze. I może to znaleźć, a następnie wykorzystać absolutnie każdy.

Microsoft z nagrodą Wielkiego Brata!

1 minuta

Ktoś kiedyś wpadł na pomysł żeby dawać nagrody za coś fajnego. I tak na przykład rozdawane są nagrody Nobla. Ktoś inny wpadł kiedyś na pomysł żeby dawać nagrody za coś niekoniecznie fajnego. I tak na przykład rozdawane są (anty) nagrody Darwina za najgłupszą rzecz, czy właśnie Big Broher Awards za praktyki przeciwko prywatności.

W tym roku taką nagrodę dostał właśnie Microsoft i to w nie byle jakiej kategorii, bo w „Lifetime Achievement”, czyli za całokształt działalności.

A to wszystko dzięki temu, że „zmuszają” wszystkich do korzystania z własnych produktów, przez wszystkich mam na myśli wszystkich-wszystkich. Od przeciętnego Kowalskiego korzystającego z Windowsa czy pakietu Microsoft, przez firmy, szkoły aż po państwa.

Nie ujawniają jakie kategorie danych przetwarzają, w jakich celach, jak długo, przesyłają dane do Stanów Zjednoczonych bez podstawy prawnej, wykorzystują sztuczną inteligencję bez kontroli… I tak można sobie wyliczać długo, długo. Czy to coś zmieni w ich polityce? 

Kompletnie nic. 🤷‍♂️

A może w takim razie to coś zmieni w podejściu do naszych danych? 🤔

Still nope, but in red.

Ot, ciekawostka. Poczytać możesz tutaj.

*usuń aplikację* + *usuń moje dane*

1 minuta

Google wprowadza nową politykę, zgodnie z którą wszystkie aplikacje w sklepie (Google Play) będą musiały posiadać funkcję usunięcia danych użytkownika. Do 7 grudnia 2023 deweloperzy będą musieli udostępnić informację jak można usunąć dane. Jeśli nie prześlą tych informacji, nie będą mogli publikować swoich aplikacji w sklepie Google. A jeśli nie zrobią tego do 31 maja 2024 r., to ich aplikacja wylatuje ze sklepu. Co istotne, usunięcie danych MUSI być możliwe bez konieczności ponownej instalacji aplikacji.

Innymi słowy usuwając aplikację z naszego szmartfona (z Androidem) będziemy mieli możliwość łatwiejszego egzekwowania praw takich jak prawo do bycia zapomnianym, czy prawo sprzeciwu wobec przetwarzania.

Duuuży

za ten ruch!